Dzień 10, czyli co robi traktor u fryzjera?

Kolejny dzień zaczął się tak samo, pobudka, i wielkie losowanie czy działa dziś ciepła woda. Nie pamiętam ale nie było tak źle. Idąc do kaplicy spotkałem pieska, łasił się ale mocno drapiąc się podejrzewałem, że ma pchły, zastawiał mi drogę do kaplicy więc musieliśmy się powymijać. Wszedł za mną do kaplicy a w międzyczasie wszedł Andrzej. Piesek zainteresował się Andrzejem ale nasz pracowity kleryk również zauważył, że mógł mieć pchły. Andrzej przesiadł się po czym miejscowy kleryk zaprosił pieska by wy szedł.

Gotowy efekt pracy – resztki kukurydy pomiędzy bananowcami

Dzisiaj po raz pierwszy na Mszy śpiewaliśmy polskie pieśni. Siostra Stella mówiła, że znała ale w innym języku: ,,oto jest dzień” oraz ,,Zbliżam się w pokorze”(dodam, że jest to poznańska pieśń bo ..wielbię twój majestat skryty w hostii TEJ) po Mszy Jutrznia i śniadanie o 8, które rozpoczęło się zgodnie z czasem afrykańskim koło 8:30 Dzisiaj po raz pierwszy ktoś zaspał. Była to piękna niewiasta, która dziś miała warkocze*

Emilka i jej zasadzone mango

O 9 czekał na nas nasz OJCIEC BÓG ( ale nie ten co stworzył mrugające gwiazdki tylko father Deus) co ciekawe z kalosza wystawała mu tylko jedna skarpetka. Poszliśmy na farmę przy seminarium po naszej stronie ronda (po drugiej jest wyższe a my w niższym i nawet analogowo jest to adekwatne do ukształtowania terenu) Przywitały nas krowy oraz miejscowi z białą kukurydzą na wielkich sitach. wokół biegały kury jedna kwoka miała takie malutkie kilkudniowe kurczaczki. Poszliśmy obok świnek, gdzie PROSIEBOY (było w poprzednim wpisie) był podekscytowany widząc znowu jego koleżanki z zakręconymi ogonkami. Tam miejscowy kleryk pytał nas co chcemy posadzić. Każdy z nas wybrał swoje drzewko i poszliśmy na pole (pozdrawiam krakusów) Dane drzewka musiały być posadzone w odpowiednim miejscu więc wspomniany kleryk zaznaczył nam maczetą (ponownie pozdrawiam krakusów. Kopaliśmy ichniejszymi haczkami** były trochę jak łopata przymocowana do kija pod kątem 90 stopni. I tak posadziliśmy

jeszcze czyści. Zobaczyłem małe kury i robie im o tu zdjęcia


-Pomarańcze zasadzili: ks. Jarek, Michał, Kasia, Andrzej
-Mango dk. Mateusz, s. Stella, Ania, Ola, Filip
siostra Ela posadziła goła, nie była goła ale drzewko się nazywa goła czy tam goa. Drzewka też nie był gołe bo były w folii po papierze toaletowym ponieważ tu rolki pakują pojedynczo.

to ichniejsza haczka w rękach najlepszego diakona w tej grupie

Po posadzeniu widzimy na horyzoncie czerwony traktor, jak sie okazało była to kolejna część naszej pracy. Wsiedliśmy na przyczepę i nie tylko. (panie władzo ale my nie znamy tu przepisów) Jechaliśmy przez pola aż na pole gdzie był STYRTY -(zbyt mokre by się palić ale z Lipinek była tylko Łączna i to Ola KMWTW) łodyg z kukurydzy, załadowaliśmy je, widziłem mysz i jakiegoś chomiko szczura. Była wuchta koników polnych, do których mam słabość bo w Pszczółce Mai był pasikonik Filip. Po załadowaniu wsiedliśmy na traktor i jedziemy dalej na plantacje Matoki – banany pastewne (troche jak nasze pyry) gdzie tymi łodygami po kukurydzy przykrywaliśmy ziemie pomiędzy bananami. I tu I TU pojawiła się blokada technologiczna. W Polsce byśmy użyli wideł a tu nie wiedzieli poza jednym księdzem co to jest. JAK MY MARZYLIŚMY O WIDŁACH ale no cóż mamy dwie ręce to i to sie nada, Jak się okazało nasza kilkugodzinna praca zajęła by tu miejscowym TYDZIEŃ. Po tym spacer na plantacje trzciny cukrowej gdzie dostaliśmy trzcine i jak to moja babcia mówi śrupała soczyste i słodkie łodygi. W międzyczasie trwały lekcje języka polskiego dla s. Stelli, nauczyła się mówić JESZ JAK PROSIĘ oraz NIE DŁUB W NOSIE BOŚ NIE PROSZĘ. Wcześniej poznała wyrażenie PROSZĘ KSIĘDZA”. W międzyczasie ks. Jarek robił dużo zdjęć i miał śnieżno białą koszulkę. No cóż, Ci którzy przerzucali trzcinę czy jak sie nazywają resztki kukurydzy byli mocno brudni to wspaniałomyślnie przytluliśmy ks. Jarka by wyglądał jak my.

brudni ale szczęśliwi
Słodkie i soczyste

dzień dzieli zawsze obiadek. Dziś w menu: Pyry, ciemny ryż, biały ryż, szabelek z marchewką, mięsko gulaszowe i fasolka. Do tego awokado oraz pyszny ananas. tutaj padły cudowne słowa DZIŚ DWIE GODZINY SIESTY. huraaa, zdążyłem zrobić pranie. Wiecie, przy wieszaniu prania zawsze sie człowiek stresuje czy małpy nie zabiorą nam koszulki czy innych skarpetek.

tu nie widać ale jesteśmy na przyczepie

Po sieście oczywiście kawusia, której nowe opakowanie zostało dziś otwarte, pełni Ducha Świętego i mocy poszliśmy na kolejne rozgrywki siatkówki dzisiaj 2 drużyny Ugandyjskie i jedna Polska. Generalnie nie powiem wam kto przegrał bo wstyd ale… W międzyczasie z Emilką oglądaliśmy małpy, które nieopodal skakały. Dołączyły do nas miejscowe dzieci i zaczęły w nie rzucać kamieniami (co kraj to obyczaj) warto dodać, że dzieci w wieku 4- 8 lat miały ze sobą maczety. (znowu pozdrawiam Kraków) Michał wbiegł na kopiec termitów i niestety go nie oblazły. Emilka długo obserwowała małpy. ( chciałbym by ktoś tak na mnie patrzył jak Emilka na Małpy) A co do siatkówki. Dziś dołączyła s. Ela w międzyczasie z daleka szedł tata z małą Elei, która odrazu podbiegła do mnie i mówiła moje imię. Jej tata powiedział, że przed snem Elei powiedziała, że chce by Filip dał jej kwiatka. I tak się stało. Niestety dziś miałem konkurencje bo jej ulubieńcem był dk. Mateusz. Cały czas towarzyszył nam Jerome, który uczył się robić zdjęcia aparatem sióstr. Wróciliśmy BODA BODA, dziś tak nie krzyczeliśmy ale było to równie ekscytujące. Kierowce z którym jechałem rozpoznałem, gdy szliśmy przez wioskę. Przed kolacją pokazałem kierowcy, Jeromowi i Evanowi (człowiek co przynosi nam jedzenie z kuchni) przezenatcje o Polsce. Byli wpatrzeni jak Emilka w małpy. Po kolacji zastała nas radosna wieść, że nie ma wody. Ale mamy po kanistrze w każdym pokoju więc zobaczymy jak to będzie. A ok Ania ma ale pusty.

Mateusz Mateuszem ale moja broda jest lepsza
z kierowcami Boda Boda

Okazało się, że Jerome jest kościelnym w swojej szkole i w parafii, wziął swój strój i zrobiłem sobie z nim zdjęcie

Na koniec wspólny nieszpór, podsumowanie, blogasek i wifi party. Tak temat st00pek sie dalej przewija. Teraz ide sprawdzić czy moje pranie nadal wisi. Aha filmik Emilki robi furorę, dotarł do każdego domu klawerianek.
-Filip

*to robi traktor u fryzjera
** haczka to motyka w gwarze poznańskiej

2 thoughts on “Dzień 10, czyli co robi traktor u fryzjera?

  1. Dziękuję Filipowie – pracowitemu jak pszczółka – za wieści,
    intrygujący tytuł, ale gdy się jedzie przyczepą, to traktor rzeczywiście – jak u fryzjera. Zastanawiam się czy BODA BODA też warkocze, skoro to motory. Dziękuję też za haczkę ( u mnie sapę 🙂 i wstawki gwarowe, poczułam się jak u siebie na polu :).
    Pamiętamy o Was w modlitwie.

  2. K. n Ch.
    KOCHANI.
    Pozdrawiamy Was wszystkich Uczestników doświadczenia i Wszystkich do których pojechaliście .
    Pamiętając w modlitwie zawierzamy WAS WSZYSTKICH Bożej Opatrzności . Szczęść Boże .
    Marian.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *